wtorek, 30 czerwca 2009

„Pisz co chcesz bezdennie z dna umysłu”

Na początek wypada coś napisać, prawda? Nastała dziś potężna moda na prowadzenie blogów. Z reguły nie lubię wszelakich trendów, ale podoba mi się te całkiem nowe medium. Po odsianiu setek pamiętników nieszczęśliwych nastolatek, można znaleźć w sieci kilka perełek. I przyznam, że kilka blogów namiętnie czytuję. Nie chodzi mi oto, żeby koniecznie stworzyć coś ambitnego, wielce treściwego itp. Po prostu chcę sobie popisać. Popisać i publikować to w formie takiego właśnie wirtualnego czasopisma. Bo ja bardzo lubię pisać, choć strasznie to zaniedbuję...


Treścią tego bloga ma być sztuka, czyli coś czego jestem entuzjastą. Sztuka ogólnie pojęta, bo – w mniejszym lub większym stopniu – interesują mnie jej różne formy. Nie ukrywam, że od zawsze najważniejsza jest dla mnie muzyka i film, ale inne dziedziny też mi się narzucały, więc w końcu musiałem je dostrzec. Po ojcu podglądam malarstwo, poprzez studia doceniłem architekturę, no i oczywiście literatura, acz – tak jak pisanie – również bardzo zaniedbywana. I od razu chcę podkreślić, że nie zamierzam silić się na propagowanie rzeczy rzadkich i mało znanych. To ma być swego rodzaju pamiętnik obcowania ze sztuką. Jak coś przesłucham, obejrzę, czy przeczytam i zrobi to na mnie odpowiednie wrażenie, to o tym napiszę. I niekoniecznie będzie to tzw. „sztuka wyższa” (bo np. ktoś może odnieść takie wrażenie, czytając te wypociny). Od muzyki klasycznej wolę se posłuchać prymitywnego grindcore’a (tak, dla mnie to sztuka), a od epopei Mickiewicza – sprośne kawałki Charles’a Bukowski’ego. I stąd też po części nazwa bloga. Znacie wiersz Herberta „Apollo i Marsjasz”? Mimo, iż wielkim fanem Zbyszka nie jestem, to podobała mi się jego wizja pojedynku tych dwóch panów. Życzę miłej lektury.



Zbigniew Herbert „Apollo i Marsjasz”


właściwy pojedynek Apollona

z Marsjaszem

(słuch absolutny

kontra ogromna skala)

odbywa się pod wieczór

gdy jak już wiemy

sędziowie


przyznali zwycięstwo bogu

mocno przywiązany do drzewa

dokładnie odarty ze skóry

Marsjasz

krzyczy

zanim krzyk jego dojdzie

do jego wysokich uszu

wypoczywa w cieniu tego krzyku


wstrząsany dreszczem obrzydzenia

Apollo czyści swój instrument


tylko z pozoru

głos Marsjasza

jest monotonny

i składa się z jednej samogłoski

A


w istocie

opowiada

Marsjasz

nieprzebrane bogactwo

swego ciała


łyse góry wątroby

pokarmów białe wąwozy

szumiące lasy płuc

słodkie pagórki mięśni

stawy żółć krew i dreszcze

zimowy wiatr kości

nad solą pamięci


wstrząsany dreszczem obrzydzenia

Apollo czyści swój instrument


teraz do chóru

przyłącza się stos pacierzowy Marsjasza

w zasadzie to samo A

tylko głębsze z dodatkiem rdzy


to już jest ponad wytrzymałość

boga o nerwach z tworzyw sztucznych


żwirową aleją

wysadzaną bukszpanem

odchodzi zwycięzca

zastanawiając się

czy z wycia Marsjasza

nie powstanie z czasem

nowa gałąź

sztuki - powiedzmy - konkretnej


nagle

pod nogi upada mu

skamieniały słowik


odwraca głowę

i widzi

że drzewo do którego przywiązany był Marsjasz

jest siwe


zupełnie