poniedziałek, 17 sierpnia 2009

"Rysa" Michała Rosy



Jeśli chodzi o współczesne kino, to chyba jestem ignorantem. A już szczególnie, gdy mówimy o naszym rodzimym podwórku. Bo o ile w świecie działa jeszcze kilku reżyserów, na których każdy film czekam niecierpliwie, to w Polsce ciemność widzę. Obejrzę sobie czasem jakiegoś Krauzego, Koterskiego, czy Kolskiego, ale z reguły to my filmów już nie umiemy robić. Nawet starzy wyjadacze zapomnieli na czym sztuka polega. Wajda się wypalił, Kutz zajął się polityką, co niegodne jest artysty. Dlatego wyobraźcie sobie, jakie to miłe uczucie zobaczyć dzieło polskie, nowe i dobre. Mowa o zeszłorocznym filmie Michała Rosy, „Rysa”.

Inteligenckie małżeństwo, którego staż widać po wnukach, zmarszczkach i siwych włosach, wiedzie spokojne, szczęśliwe życie, ale jeszcze aktywne zawodowo i towarzysko. Istna sielanka do czasu, gdy Joanna nie dostaje na urodziny kasety z fragmentem pewnego programu, który sugeruje, iż mąż – Jan – został jej podstawiony przez Urząd Bezpieczeństwa, w celu donoszenia na teścia. Bez obaw. Rosa nie podejmuje jakiegokolwiek politycznego bełkotu. Fabuła stanowi jedynie pretekst do ukazania procesu rozpadu, czy wręcz nawet rozkładu związku głównych bohaterów. Zresztą tak naprawdę nie jest istotne w tej opowieści, czy podejrzenia co do mężczyzny były słuszne. Ważna jest zmiana bohaterów, głównie Joanny, którą dotyka w końcu szaleństwo. I w tym miejscu osobiście brakowało mi trochę takiego bezwzględnego ciężaru, który pozwoliłby widzowi mocniej poczuć te postacie. Być może Rosa nie chciał zrobić filmu zbyt niestrawnego, gdyż – jak się zdaje – polska publiczność raczej by go nie przyjęła. Choć i tak film chyba nie zdobył większej popularności.

Ponoć umiejętność robienia filmów zabija w naszych reżyserach odwalanie chałtury w serialach. Rosa debiutował jeszcze przed wysypem tej tandety, pewnie dlatego jeszcze potrafi. Umie napisać dobre dialogi, wie jak ładnie kadrować, a cały dramat do rozegrania powierza parze świetnych aktorów: Jadwidze Jankowskiej-Cieślak oraz Krzysztofowi Stroińskiemu. Ale na polskich aktorów chyba narzekać nie musimy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz